Culture.pl: Obrońcy skarbów: Estreicher, Lorentz i inni

October 6, 2017

Warszawa, 1949-03-11. W Państwowej Pracowni Konserwacji Zabytków w Centralnym Biurze Wystaw Artystycznych (galeria Zachęta) dobiega końca konserwacja obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki, prowadzona pod kierownictwem profesora Bohdana Marconiego. Zniszczony przez wilgoć obraz otrzymał nowy podkład utkany na 5-metrowych krosnach w Tomaszowie, fot. PAP

Warszawa,  marzec 1949. W Państwowej Pracowni Konserwacji Zabytków (galeria Zachęta) dobiega końca konserwacja obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki, prowadzona pod kierownictwem prof. Bohdana Marconiego, fot. PAP

W Culture.pl przypominamy polskich historyków sztuki, architektów i muzealników, którzy w czasie II wojny światowej ratowali europejskie dziedzictwo kulturowe. Ich losy są gotowym scenariuszem na hollywoodzki film. Kim byli ludzie od pomników?

Karol Estreicher

Karol Estreicher z Damą z Gronostajem na dworcu w Krakowie po powrocie do kraju, fot. Monuments Foundation

Karol Estreicher z Damą z Gronostajem na dworcu w Krakowie po powrocie do kraju, fot. Monuments Foundation

Latem 1939 roku do wielkiej ewakuacji dzieł sztuki szykują się niemal wszystkie muzea i galerie Europy. Pośpieszne pakowanie trwa także w krakowskiej Bazylice Mariackiej, w której młody historyk sztuki Karol Estreicher wraz z grupą kilkudziesięciu naukowców, księży i strażaków, próbuje rozmontować i ukryć monumentalny ołtarz Wita Stwosza.

Nieruszany przez 450 lat najcenniejszy zabytek Krakowa spoczął w drewnianych pakach, starannie owinięty makulaturą, rozebrany na ponad dwa tysiące części. Największe, 13-metrowe figury świętych popłynęły barkami do sandomierskiej katedry, reszta trafiła do tajnych schowków m.in. w grobowcu w prezbiterium kościoła Mariackiego.

Krakow, 1978. Karol Estreicher - polski historyk sztuki, fot. Grzegorz Rogiński/FORUM

Krakow, 1978. Karol Estreicher - polski historyk sztuki, fot. Grzegorz Rogiński/FORUM

Hitlerowcy szybko jednak wpadają na trop ołtarza i jeszcze w październiku tego samego roku wywożą go do Niemiec. Karol Estreicher nie może się z tym pogodzić, nie spocznie dopóki nie sprowadzi arcydzieła z powrotem do Polski. Śladami charyzmatycznego naukowca wyruszyła po latach Marta Grzywacz, autorka znakomitego reportażu historycznego "Obrońca skarbów", w którym opisuje dzieje zagrabionych przez nazistów dzieł sztuki i spektakularnych misji rewindykacyjnych prowadzonych po II wojnie światowej. To Karol Estreicher dostarczył aliantom liczący niemal 600 stron tajny raport o zrabowanych zabytkach i to on przyczynił się do powstania elitarnej, międzynarodowej grupy obrońców skarbów - The Monuments Men ( o których George Clooney nakręcił film). 

Po wojnie przesłuchiwał niemieckich muzealników i SS-manów, którzy plądrowali europejskie muzea, sprawdzał każdy trop, weryfikował każdą informację, która mogła doprowadzic go do celu. Kursował do Niemiec, razem z aliantami przeszukiwał magazyny, piwnice kościołów, kopalnie, dawne biura NSDAP. Budynek po budynku, dom po domu.

Dzięki pomocy Amerykanów ołtarz odnalazł się w podziemiach zamku w Norymbergii. Nieco podniszczone przez wilgoć i owady gotyckie dzieło Wita Stwosza wróciło do Polski w 1946 roku w czterech wagonach i 107 skrzyniach, w towarzystwie obrazów Canaletta i odnalezionej w bawarskiej willi Hansa Franka "Damy z gronostajem", eskortowany przez amerykańskich żołnierzy i witany na dworcu w Krakowie przez wiwatujące tłumy.

Tajne muzeum prof. Stanisława Lorentza

Stanisław Lorentz przy obrazie Tadeusza Makowskiego, 1963, fot. PAP

Stanisław Lorentz przy obrazie Tadeusza Makowskiego, 1963, fot. PAP

Kraków miał Karola Estreichera, Warszawa Stanisława Lorentza. Już przed wybuchem wojny dyrektor warszawskiego Muzeum Narodowego poprosił kustoszy swojej placówki o sporządzenie listy najważniejszych obiektów z kolekcji, które trzeba ratować w pierwszej kolejności. W obawie przed bombardowaniem, w muzealnych podziemiach budowano schrony, zbijano skrzynie, pudła i paki, potem przysypywano je gruzem i deskami zalegającymi w piwnicach.

Wybudowany niespełna dwa lata wcześniej gmach dawał schronienie nie tylko swoim zbiorom, ale też eksponatom Zamku Królewskiego oraz dziełom z prywatnych kolekcji i kościołów. Przetrwały bombardowania, ale grabieży już nie. - W czasie wojny muzeum było tajnym ośrodkiem opieki nad kulturą - mówił profesor na antenie Polskiego Radia.

Lorentz próbował ratować co tylko się da, kwestionował autentyczność dzieł sztuki, zmieniał sygnatury, grał na czas, zgłaszając konieczność przebadania obrazów. W 1942 dzięki jego staraniom niemieckie władze odstąpiły od planu zniszczenia pomnika Jana Kilińskiego, wyrażając zgodę na jego zdeponowanie w podziemiach Muzeum Narodowego.

Po upadku Powstania Warszawskiego wynegocjował z okupantem możliwość ewakuacji części szczególnie ważnych dla polskiej kultury zbiorów. Wiele ryzykował ratując fragmenty wystroju Zamku Królewskiego: kawałki boazerii, podłogi, kominki. Wreszcie przez cały okres wojny prowadził dokładny spis niemieckich zniszczeń i rabowanych zbiorów, by ułatwić ich późniejszą rewindykację i odbudowę.

Stanisław Lorentz przez ponad pół wieku sprawował funkcję dyrektora Muzeum Narodowego, był wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertem UNESCO w dziedzinie ochrony zabytków. Za ratowanie dóbr kultury uhonorowany Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Józef Krzywda-Polkowski: obrona Wawelu

Dzieje rajskie, sceny: Stworzenie Adama, Stworzenie Ewy, Bóg zapoznaje ze sobą pierwszych rodziców, Zakaz spożywania owocu, Grzech pierworodny, Wygnanie z raju, Bruksela, około 1550, Zamek Królewski na Wawelu, fot. Wikipedia

Dzieje rajskie, sceny: Stworzenie Adama, Stworzenie Ewy, Bóg zapoznaje ze sobą pierwszych rodziców, Zakaz spożywania owocu, Grzech pierworodny, Wygnanie z raju, Bruksela, około 1550, Zamek Królewski na Wawelu, fot. Wikipedia

Kilka dni przed wybuchem wojny Józef Krzywda-Polkowski, architekt, który do historii przejdzie jako komendant obrony Wawelu przygotowuje solidne cylindryczne futerały i ponad 20 żelaznych skrzyń. Muszą pomieścić m.in. miecz koronacyjny polskich królów, białą broń, manuskrypty Fryderyka Chopina, starodruki i przede wszystkim arrasy Zygmunta Augusta, największą na świecie kolekcję tkanin, które powstały na zamówienie króla w warsztatach najlepszych europejskich rzemieślników XVI wieku. Jagielloński skarb nie może dostać się w ręce okupanta.

Niestety, już w pierwszych dniach wojny odcięte były niemal wszystkie drogi ucieczki z Krakowa. Dworce kolejowe i tory były zbombardowane, nie kursowały żadne pociągi. Jedyną nadzieją była Wisła. Galarowy Franciszek Misia, nie wahając się ani chwili, odbija od brzegu z cennym ładunkiem i po kilku dniach dociera do Sandomierza. Nie jest bezpiecznie, rzeka jest płytka po upalnym lecie, a przeładowana węglowa barka musi kryć się co jakiś czas w szuwarach przed niemieckimi nalotami.

Dalej arrasy, holowane już przez statek "Paweł"  płyną w stronę Kazimierza Dolnego, ale drogę do Zamościa pokonują już kilkunastoma chłopskimi furmankami.  Kolejne przystanki  drogocennych tkanin to Bukareszt - Malta - Francja - Anglia. Zygmuntowskie arrasy przemierzyły pół Europy, by ostatecznie znaleźć schronienie w Kanadzie. Na przymusowej emigracji w Ottawie spędziły ponad 20 lat.

Adolf Szyszko-Bohusz

Komitet Jazdy Polskiej w Krakowie, stoją od lewej: kustosz zbiorów na Wawelu Stanisław Świerz-Zaleski, pułkownik Zygmunt Piasecki, profesor Adolf Szyszko-Bohusz, generał Stanisław Grzmot-Skotnicki, artysta malarz Wojciech Kossak, 1934, fot. NAC

Komitet Jazdy Polskiej w Krakowie, stoją od lewej: kustosz zbiorów na Wawelu Stanisław Świerz-Zaleski, pułkownik Zygmunt Piasecki, profesor Adolf Szyszko-Bohusz, generał Stanisław Grzmot-Skotnicki, artysta malarz Wojciech Kossak, 1934

Ewakuacja wawelskich skarbów z Krakowa pewnie nie byłaby możliwa, gdyby nie odwaga i zdecydowanie Adolfa Szyszko-Bohusza. Choć to zadanie powierzyl swoim zaufanym współpracownikom, to sam, za zgodą władz Armii Krajowej pozostał na Wawelu, do końca trzymając rękę na pulsie. Wszystko skrupulatnie odnotowywał, sporządzał inwentaryzację i rysunki, prowadził akcję wywiadowczą. I coś jeszcze. Pewnego zimowego dnia 1939 roku podstępem pokrzyżował delegatowi z Berlina plany rozbicia rzeźb Xawerego Dunikowskiego. Pisze o tym Zbigniew Święch:

"Szyszko-Bohusz pokazał owemu delegatowi zdjęcie z katalogu polskiej wystawy w Berlinie, zorganizowanej tuż przed wojną. Na fotografii było zdjęcie Hitlera oprowadzanego przez ambasadora Lipskiego, właśnie przed rzeźbami Dunikowskiego. Wobec tego faktu pozwolono je wywieźć z Zamku w całości. Zniszczono natomiast rzeźby Pelczarskiego i część modeli Szyszko-Bohusza, dotyczących koncepcji wzgórza wawelskiego" - czytamy w Gazecie Krakowskiej.

Po wyzwoleniu oskarżony niesłusznie o kolaborację z okupantem, odsunięty od prac na Wawelu, zajął się m.in. tworzeniem krakowskiego wydziału architektury, wówczas jeszcze przy AGH.

Jan Zachwatowicz: 138 skrzyń cennych dokumentów

prof. Jan Zachwatowicz na terenie odbudowywanego Zamku Królewskiego, Warszawa, 1972, fot. Bolesław Miedza/PAP

prof. Jan Zachwatowicz na terenie odbudowywanego Zamku Królewskiego, Warszawa, 1972, fot. Bolesław Miedza/PAP

To była niezwykle brawurowa akcja! W październiku 1939 roku Jan Zachwatowicz, architekt i profesor Politechniki Warszawskiej oraz prof. Jerzy Szablowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wywożą z Centralnego Biura Inwentaryzacji  Zabytków przy al. Szucha archiwum z tysiącem dokumentów, rysunków, katalogów i negatywów zawierających spis zabytków w Polsce. Pod nosem gestapowców budynek opuszcza 138 bezcennych dla polskiej kultury skrzyń. Marta Grzywacz w "Obrońcy skarbu" pisze:

"Pewnego popołudnia pod boczną bramę biura podjeżdża ciężarówka, którą zaprzyjaźniony woźny wpuszcza na teren. Samochód staje bardzo blisko okna sutereny, gdzie złożono dokumenty, żeby droga wynoszenia była jak najkrótsza. Kiepskie resory zdezelowanej ciężarówki niebezpiecznie uginają sie pod ciężarem skrzyń, więc trzeba obrócić z transportem dwa razy. Wszystko obserwują gestapowcy, którzy najwyraźniej sądzą, że jest to zgodne z zarządzeniem ich władz, bo nie interweniują. Zachwatowicz przeżywa chwile grozy, gdy zamyka się w suterenie, czekając aż ciężarówka obróci, a jacyś gorliwi próbują się dostać do środka. Na szczęście rezygnują i akcja kończy się sukcesem."

I tu znów pojawia się nazwisko Estreichera, bo inwentarz trafił do Londynu pod jego opiekę. Prof. Zachwatowicz ratowaniu zabytków i ochronie dóbr kultury poświęcił całe życie. Po kapitulacji Powstania Warszawskiego brał udział w tzw. Akcji Pruszkowskiej, czyli ewakuacji ocalałych dzieł sztuki ze zniszczonej stolicy. Dzięki staraniom muzealników i ochotników ocalały m. in. rękopisy Sienkiewicza, Prusa, Dąbrowskiej, Stempowskiego, a także Psałterz Floriański, Kronika Galla. Po wojnie Jan Zachwatowicz  był też autorem pionierskiej koncepcji odbudowy Starego Miasta w Warszawie.

Ksiądz Antoni Liedtke : Gutenberg w walizce

Ksiądz Antoni Liedtke po uroczystości wręczenia dyplomu teologii na Uniwersytecie Warszawskim, 1931, fot. NAC

Ksiądz Antoni Liedtke po uroczystości wręczenia dyplomu teologii na Uniwersytecie Warszawskim, 1931

Ksiądz Antoni Liedtke, historyk Kościoła i sztuki sakralnej doskonale wiedział, że najcenniejszy w polskich zbiorach starodruk - Biblia Gutenberga nie może zostać dłużej w Pelplinie. Księgę wywiózł w skórzanej walizie i zdeponował w skarbcu Banku Gospodarstwa Krajowego, skąd dotarła przez Rumunię do Paryża. A potem dalej.

I tu znów pojawia się bohater wielu wojennych historii - Karol Estreicher, który w przeddzień zajęcia stolicy Francji przez armię niemiecką przewozi Biblię na pokładzie małego statku "Chorzów" do Anglii. Po krótkim pobycie w Londynie, pelpliński skarb razem z innymi ewakuowanymi z Europy dziełami sztuki, w tym m.in. z wawelskimi arrasami, wyruszył na słynnym transatlantyku "Batory" do Kanady. Konwojowały go dwa brytyjskie okręty wojenne. Estreicher znów był o krok przed nazistami.  Tę niezwykłą historię ze szczegółami opowiada nam Tadeusz Serocki, pelpliński wydawca.

Biblia Gutenberga wróciła do domu po dwudziestu latach w 1959 roku, przechowywana jest w sejfie Muzeum Diecezjalnego w Pelplinie.

Stanisław Mikulicz-Radecki, Franciszek Galera i inni: ucieczka "Bitwy pod Grunwaldem"

Stanisław Radecki-Mikulicz, dyrektor biura Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Fotografia sytuacyjna na dachu Pałacu Prasy w Krakowie, fotografia z okresu 1926-33/NAC

Stanisław Radecki-Mikulicz, dyrektor biura Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Fotografia sytuacyjna na dachu Pałacu Prasy w Krakowie, fotografia z okresu 1926-33.

"Bitwa pod Grunwaldem" ze względów politycznych była dla Niemców niezwykle cennym kąskiem. Za wskazanie miejsca ukrycia obrazu Jana Matejki władze Generalnego Gubernatorstwa na polecenie samego Goebbelsa wyznaczyły nagrodę najpierw 2, a potem 10 milionów marek. Nic z tego.

1 września Dyrektor Zachęty Stanisław Radecki-Mikulicz ze współpracownikami nawinęli gigantyczne płótno na ponad 4-metrowy drewniany wał i zapakowali do skrzyni razem z protokołem ewakuacji. Ważący ponad półtorej tony ładunek przewieziono na platformie konnej do Muzeum Lubelskiego i tam ukryto wśród innych eksponatów. Ale to nie koniec historii wojennej tułaczki obrazu. W 1941 roku w obawie przed niemiecką dekonspiracją i zniszczeniem obrazu, ewakuowano "Bitwę" w bezpieczniejsze miejsce. Jak? Włodzimierz Kalicki i Monika Kuhnke w książce "Uprowadzenie Madonny" tak rekonstruują kolejność zdarzeń:

" Robotnicy rozebrali płot oddzielający muzeum od sąsiednich posesji. Udawali przy tym, że naprawiają. Podjechał wóz. (...) Po południu wielką szpulę przeniesiono na wóz, narzucono kilka starych sprzętów domowych, tak, aby całość sprawiała wrażenie wyprowadzki, i platforma potoczyła się w stronę Taborów. Konspiratorzy poszli piechotą. Nikt ich po drodze nie legitymował, nie sprawdzał ładunku. Wał przeniesiono do stodoły."

​W 1944 roku, po zajęciu Lublina przez Armię Czerwoną obraz odkopano i oficjalnie przekazano ministerstwu kultury. Następnie odrestaurowano pod kierunkiem prof. Bohdana Marconiego (także zasłużonego dla ratowania zabytków - w czasie wojny brał udział m.in. w akcji ratowania plafonów z Zamku Królewskiego, prowadził też tajną inwentaryzację zbiorów Muzeum Narodowego).

Państwowa Pracownia Konserwacji  Zabytków w Centralnym Biurze Wystaw Artystycznych (galeria Zachęta). Konserwacja obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki, na zdjęciu: Bohdan Macroni. Warszawa, marzec 1949, fot. PAP

Państwowa Pracownia Konserwacji  Zabytków w Centralnym Biurze Wystaw Artystycznych (galeria Zachęta). Konserwacja obrazu Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki, na zdjęciu: Bohdan Macroni. Warszawa, marzec 1949, fot. PAP

"Bitwa pod Grunwaldem" trafiła do Muzeum Narodowego w Warszawie, w którym prezentowana jest do dziś. Nie byłoby to możliwe bez zaangażowania wielu osób ratujących Matejkowskie płótna( razem z "Bitwą" wywieziono też "Kazanie Skargi"). To nie tylko historycy sztuki, muzealnicy i artyści, jak Stanisław Ejsmond, który zginął eskortując obraz, gdy jedna z bomb Luftwaffe uderzyła w Muzeum Lubelskie),  ale też przypadkowi przechodnie, którzy spontanicznie pomagali przenosić skrzynie.

Państwowymi orderami uhonorowani zostali m.in: Roman Pieczyrak, Henryk Krzesiński, Michał Grzesiak, Franciszek Podleśny i Władysław Woyda. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski został pośmiertnie przyznany też Franciszkowi Galerze, pominiętemu przez władze PRL kierownikowi Taborów, który wskazał i przygotował "Bitwie" kryjówkę, a potem z narażeniem życia do końca strzegł obrazu przed hitlerowcami.

Maria Beata i Adam Braniccy: róża w kieszeni

Maria Beata Branicka i Adam Branicki w jednym z pomieszczeń pałacu wilanowskiego, 1928, fot. NAC

Maria Beata Branicka i Adam Branicki w jednym z pomieszczeń pałacu wilanowskiego, 1928

Tysiące grafik i obrazów, srebra i porcelany, kolekcję mebli i ogromną bibliotekę z muzeum w Wilanowie - to wszystko trzeba było zabezpieczyć i wywieźć, najlepiej na wschód. Maria Beata Branicka osobiście nadzorowała pakowanie, wcześniej zamówiła ogromne drewniane skrzynie, część kolekcji poleciła zamurować w pałacowych piwnicach. Jak podaje Włodzimierz Kalicki, by zatuszować ślady po ukrytych obrazach, pracownicy muzeum wieszali na ich miejscu inne, mniej cenne. 

Nieoczekiwanie jednak, w pierwszych dniach wojny Pałac Branickich zamienił się w szpital polowy dla rannych żołnierzy, którymi osobiście opiekowała się hrabina i jej trzy córki.  Adam Branicki także wspierał podziemie, przechowywał broń, szmuglował prasę. Niemcy szybko zdekonspirowali tajne skrytki i po szczegółowym przeglądzie zdecydowali o konfiskacie cenniejszych dzieł.  Tym razem nie poszło jak z płatka. Cytowany w książce "Uprowadzenie Madonny" wnuk Branickich, Adam Rybiński przywołuje przekazywaną od pokoleń rodzinną historię:

" Wybrane do wywiezienia rzeczy stały w salonie. Udało się wówczas Buni ( Marii Beacie Branickiej - przyp. AL) niektóre z nich sfotografować. Wówczas też, ze swoją siostrą Elżbietą z Potockich Dynowską ubrane w obszerne płaszcze kręciły się przy wybranych przez Niemców przedmiotach i niektóre z nich chowały do kieszeni. Między innymi tak uratowały różę królowej Marysieńki, zabawki dzieci królewskich czy coś ze zbiorów chińskich. Następnie z tymi rzeczami przechodziły do pokoju kolumnowego, gdzi ukrywały je w piecu. Wieczorem, gdy już nikogo nie było, zakradały się do pokoju kolumnowego i wynosiły te przedmioty do specjalnych skrytek mieszczących się nad kaplicą i w bibliotece."

Tam przetrwały wojnę. Ostatni właściciele Wilanowa - Beata i Adam Braniccy, wywiezieni do sowieckich łagrów i prześladowani przez UB po powrocie do komunistycznej Polski, zostali pośmiertnie odznaczeni Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski.

Źródła: Wykorzystałam fragmenty książki "Obrońca skarbów. Karol Estreicher  - w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki"  Marty Grzywacz, wydawnictwo PWN oraz "Sztuka zagrabiona. Uprowadzenie Madonny" Włodzimierza Kalickiego i Moniki Kuhnke, wydawnictwo Agora; pozostałe źródła: mkidn, "Sztuka i krew" Roberta Jarockiego wyd. PWN, Gazeta Krakowska, rp.pl, biblioteka Uniwersytetu w Heidelbergu,Toronto Public Library, culture.pl, wikipedia, oprac. AL

Джерело